Rozmawiał: Krystian Juźwiak dla Portal 2x45

Napastnik Wojciech Wójcik miał trzy miesiące, gdy razem z rodzicami wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Zaczął karierę w polonijnych drużynach – AAC Eagles i Podlasiu Chicago. Przez moment był w akademii Chicago Fire. W 2014 roku otarł się o MLS. Przez chwile grał w Finlandii. A kilkanaście dni temu kibice wybrali jego trafienie najładniejszą bramką play-offów w USL. - W listopadzie minęły trzy lata od tych testów. Górnik Łęczna sprawdzał bardzo dużo zawodników. Zagraliśmy mecz, już nie pamiętam z kim, i w moim odczuciu zagrałem dobrze. Ale wiesz, w odczuciu trenera mogło to wyglądać inaczej. Cieszę się, że w ogóle spróbowałem - mówi 25-latek dla 2x45.info.

Krystian Juźwiak (2x45.info): - Trudno Amerykanom wypowiedzieć twoje nazwisko?
Wojciech Wójcik: - Jakbyś to słyszał! Czasami sam jestem zszokowany. Dużo imion słyszałem, zdawałoby się trudniejszych od mojego, ale to z moim jest problem. Dlatego muszę im mówić, że moje imię to ‘’Woj’’ (z amerykańskim akcentem to nie brzmi tak prosto – przyp. Krystian Juźwiak). Próbowałem im wytłumaczyć, że Wojtek, ale nic z tego. W szkole zawsze mówili mi Woj, na uniwersytecie to samo i tak zostało do dziś.

- To musi być jeszcze ciekawiej, gdy tłumaczysz, gdzie się urodziłeś.
- Urodziłem się w Dąbrowie Tarnowskiej. Jak mówię to Amerykanom, to tylko odpowiadają ‘’Okey, okey’’. Dla nich ciężko powiedzieć Wojtek, to co się dziwić, że z Dąbrową mają problem. Już jak widzą moje imię, to zastanawiają się, czy zapytać skąd jestem (śmiech).

- Chicago z twojego dzieciństwa wyglądało jak w piosenkach Funky Polaka?
- Wychowałem się w Elmwood Park. To takie miasteczko właściwie kilka ulic od Chicago. Do centrum mam 20 minut. Elmwood to tak naprawdę Chicago. Urodziłem się w Polsce, ale do Stanów trafiłem jeszcze jako niemowlak w 1992 roku. Miałem zaledwie trzy miesiące. Nie znam tych piosenek, ani tego wykonawcy, ale dla mnie Chicago to piękne miejsce. Powiedziałbym naturalne, bo tu się wychowałem.

- To prawda, że na emigracji Polak Polakowi wilkiem?
- W jakim sensie?

- Na przykład w takim, że nie potrafią współpracować.
- Nie wydaje mi się. Czasami w biznesie masz coś takiego, że zatrudniasz ludzi innej narodowości. Jednak w większości przypadków ta duża Polonia w Chicago chętnie ze sobą współpracuje. I to z reguły dobrze. Są przypadki, że coś nie wyjdzie, no ale nie zawsze wszystko wychodzi.

- Ty się czujesz emigrantem?
- Czuję się kimś pomiędzy Polakiem a Amerykaninem, bo jednak jestem urodzony w Polsce i wychowany po polsku. W domu mówimy tylko w ojczystym języku. W dodatku w Chicago jest silna Polonia. Ale jednak dorastałem w Ameryce i na co dzień spotykam się z tutejszą kulturą.

- Jak wyglądały treningi w Podlasiu Chicago i AAC Eagles?
- Moim pierwszym klubem był Eagles, a trenerem Tomek Drążek. Potem jak już byłem akademii Chicago Fire, to rzucił mnie do Podlasia. Zawsze byłem w więcej niż jednej drużynie. Chciałem grać jak najwięcej. Podlasie to było, tak jak mówiłem, rzucenie na głęboką wodę. Byłem młody, a szatnia bardziej doświadczona. Nie wszystko mi wychodziło na treningach, ale wiesz, jak to jest. Było od kogo się uczyć. Tomek o tym wiedział i dlatego wysyłał mnie do Podlasia.

- A jak trafiłeś do Chicago Fire?
- To też zasługa Tomka Drążka. W tamtym czasie wszystkie kluby MLS zakładały swoje akademie. Firesi zapraszali wszystkich młodych zawodników i robili wielki test. W pierwszym roku się nie załapałem, ale byłem taki ‘’develop melo’’, czyli nie byłem piłkarzem Chicago Fire, ale mogłem trenować z drużyną. Wszedłem do zespołu jako 15-16-latek, to były moje ostatnie dwa lata w highschool.

- Dużo Polaków kibicuje Fire?
- Wiesz co, teraz rzadko jestem w Chicago. Zdarzało się, że sam, już po rozpoczęciu profesjonalnej kariery, chodziłem na Firesów. Ogólnie dużo ludzi chodzi na mecze MLS, bo to silna liga. A Polacy oprócz Chicago Fire mają też własne kluby i ligi polonijne.

- Nie było szansy, żeby zadebiutować w drużynie?
- Jeszcze takiej szansy nie miałem. Gdy byłem w akademii, to często jeździliśmy do Kalifornii albo na Florydę, na różne tournamenty. Na jednym z nich obserwowali mnie trenerzy z Bradley University i postanowiłem iść tam na studia. Mam nadzieję, wierzę i trzymam kciuki za to, że kiedyś zagram w pierwszej drużynie Chicago Fire.


foto: archiwum prywatne

- W międzyczasie trafiłeś do Bridges FC.
- To jest ciekawy zespół połączony z agencją menadżerską. Oni nie grają w żadnej lidze, tylko w różnych turniejach w Stanach i Europie. Ich celem jest pomóc piłkarzom znaleźć klub. W 2013 albo 2014 pojechałem z nimi na tournee do Europy. Graliśmy w Niemczech, Holandii, Szwecji i Danii. Po powrocie do Stanów zgłosiła się do mnie szwedzka drużyna – Ljungskile, ale stwierdziłem, że lepiej będzie iść do uniwersytetu i skończyć edukację, bo został mi już tylko jeden semestr.

- Jay DeMerit, Jonatan Spector czy Michael Bradley to byli piłkarze Bridges FC. Zbliżyłeś się do nich poziomem?
- Część chłopaków, z którymi grałem, została w Europie. Ja jednak wolałem skoczyć edukację. DeMerit i Spector to trochę starsi ode mnie zawodnicy. Ale Bradley jest z Chicago. Mieliśmy tego samego trenera. Oglądałeś Karate Kid?

- No jasne.
- Naszym trenerem był Bret Hall. Bardzo dobry piłkarz. Prawie całą karierę spędził na hali w barwach Chicago Stings. On mi się kojarzy z Panem Miyagim z Karate Kid. Taki sam ma charakter. Starszy, spokojny, miły. Po prostu Mister Miyagi.

- Wybierałeś uniwersytet tak, żeby rozwijać się piłkarsko?
- Szukałem takiej szkoły, że móc grać i rozwijać się, ale liczyła się też edukacja. Wiedziałem, że w Bradley mnie obserwowali, więc wybór był łatwiejszy. Skończyłem studia i teraz mogę pracować jako nauczyciel historii, ale czy będę pracował w zawodzie? Na dziś gram w piłkę.

- Zaraz po ukończeniu uniwersytetu trafiłeś do MLS Combine.
- W 2014 roku. Miałem okazję się pokazać. Wydaje mi się, że pokazałem się z dobrej strony, mimo to nie zostałem wybrany. Na szczęście wszystko potoczyło się tak, jak miało potoczyć, czyli gram profesjonalnie w piłkę. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie mi dane zagrać w MLS, bo wiem, że stać mnie na to. Wtedy mi nie wyszło, ale nie jestem tym samym zawodnikiem co trzy lata temu. Jestem dużo lepszy i wiem, że mogę grać w tej lidze.

- Jakie kluby zgłaszały się w trakcie Combine?
- Były kilka drużyn zainteresowanych, ale wiesz jak, to jest. Jedna bramka, jeden mecz może wszystko obrócić o 180 stopni. Może moja kariera nie rozwija się tak szybko, jak bym chciał, ale jestem dobrej myśli. Strzeliłem kilka ważnych bramek. Chciałbym zagrać w Firesach. To byłoby fajne i dla mnie, i dla całej Polonii.

- Zatrzymam się jeszcze przy Drafcie. Ponoć chciało cię Seattle Sounders?
- Przed MLS Combie byłem na testach w tym klubie. Trenerzy, którzy mnie prowadzili na Seattle Sounders Combine, byli zadowoleni i oni mnie sprowadzili do głównego draftu. Chcieli sprawdzić, jak wyglądam na tle najlepszych zawodników w USA. Może i byli zainteresowani, ale ja nic nie słyszałem. Ten Combine wyglądał tak, że przychodzisz i grasz 3-4 mecze, a obserwują cię wszystkie drużyny z MLS. Miałem kilka rozmów m.in. z Columbus Crew i Toronto FC. Oni robili takie wywiady, chcieli się o mnie jak najwięcej dowiedzieć.

- Nie chciałeś iść do szwedzkiego Ljungskile, ale w końcu trafiłeś do Skandynawii.
- To się stało dzięki Bridges FC, ponieważ podpisałem kontrakt z agencją menadżerską powiązaną z klubem. Byłem też w Szwecji, ale tam nie wyszło i trafiłem do drużyny FC Ilves.

- Jaki to poziom?
- Ilves grało wtedy w Ykkonen, czyli drugiej lidze fińskiej. Poziom wysoki. Mocne drużyny. My wypracowaliśmy awans do Veikkausliiga, czyli do tamtejszej ekstraklasy. To był dla mnie bardzo dobry czas. Jak wyjechałem do USA, to byłem bejbikiem, miałem tylko trzy miesiące. Dorastanie w Ameryce było dla mnie normalne. A w Finlandii musiałem się wszystkiego uczyć od początku. Inna kultura, inny język. Bardzo fajnie wspominam ten okres.

- Potrafisz coś powiedzieć po fińsku?
- Kiitos znaczy dziękuję. Hyvää huomenta to chyba dzień dobry (śmiech). Tyle pamiętam.

- Fińska piłka różniła się od tej amerykańskiej?
- Różniła przede wszystkim tym, że ligi są inaczej poukładane. W Europie tak, jak powinny być. W Ameryce nie ma czegoś takiego jak spadek czy awans. W Finlandii jest szansa pójść do góry, w USA nie. Oczywiście, jako zawodnik mogę zagrać w MLS, ale jako klub już nie.

- Zdarzały się wyjazdy pod koło biegunowe?
- Wszędzie jeździliśmy. Po calutkiej Finlandii, ale konkretnych nazw miejscowości ci nie podam, bo po prostu nie kojarzę. Drużyny są porozrzucane po całym kraju. Czasami trzeba było jechać z jednego końca Finlandii na drugi.

- Przeszkadzał ci śnieg i mróz?
- No co ty. Ja z Chicago, to jestem przyzwyczajony. Bardziej zaskakujące, że tam się bardzo szybko robiło ciemno. W zimie nawet o 15:00 była już noc.

- Strzeliłeś tylko 2 gole w 17 meczach. Wobec tego wyjazd był błędem?
- Strzeliłem w debiucie, potem dołożyłem drugą po koniec rozgrywek. Grałem też w drugiej drużynie i tam też zdobyłem bramkę. Nowy kraj, pierwszy profesjonalny kontrakt. Musiałem się dostosować do wszystkiego, ale było dobrze. Potrafiłem strzelić bramki, a po to się trenuje, żeby strzelać. Może nie grałem tyle, ile bym chciał, ale potrafiłem pomóc mojej drużynie awansować do pierwszej ligi w Finlandii. Chciałem spróbować swoich sił za granicą i jestem wdzięczny Ilves za to, że dali mi szansę. Jestem wdzięczny wszystkim ludziom z klubu, z którymi współpracowałem.

- Nie znam się na sztuce, ale logo Ilves jest dość osobliwe.
- (śmiech) Fajne, fajne jest. Tak w ogóle to jest ryś.

- W Finlandii skojarzyli cię z Markiem Czakonem?
- Raz była taka sytuacja. Zawsze w Nowy Rok jest organizowana gierka i wtedy ten temat wyskoczył. Ale to było porównanie na zasadzie, że ja Polak i on Polak. Marek w barwach Ilves został królem strzelców, ja strzeliłem tylko dwie bramki, więc jest różnica.

- Po powrocie do Stanów nie było problemów ze znalezieniem klubu?
- Jak wracałem z Finlandii, to może nie od razu, ale bardzo szybko znalazłem klub. Mój trener z uniwersytetu był asystentem w Indy Eleven i polecił mnie pierwszemu trenerowi. Zostałem zaproszony na testy i zaprezentowałem się na tyle dobrze, że dostałem kontrakt w Indianapolis.

- Wypożyczenie do OKC Energy wyszło z twojej inicjatywy?
- Musiałem sobie znaleźć nowy klub. Czasami tak jest, że trener cię nie lubi albo ma swój żelazny skład. Jakoś tak było. Nie grałem w Indy, a po co być w drużynie, w której się nie gra? Odnalazłem się w Oklahoma City.

- Teraz kibice wybrali cię strzelcem najładniejszej bramki play-offów. Czyli pobyt w Oklahomie wychodzi na plus?
- Na pewno lepiej się czuję, bo gram. Trener mnie lubi, wpuszcza mnie na boisko i mogę robić to, co do mnie należy, dlatego dobrze się czuję w Oklahoma City. W Indy też było fajnie. Mnóstwo kibiców przychodziło na mecze. Była fajna atmosfera. Tam było duże zapotrzebowanie na piłkę. Ale tak jak mówię, Oklahoma City jest dla mnie lepsza, bo gram i strzelam. I to ładne bramki w ważnych meczach.

- Co potem: powrót do Indy Eleven, czy może wyjazd do Polski?
- Podpisałem z OKC Energy kontrakt na rok i po upływie tego czasu będę szukał nowego klubu. Nie mam problemu z pobytem w Oklahomie, bo lubię to miasto i klub, ale nie wiem, co będzie potem. Może tu zostanę. Na razie muszę się wstrzymać, bo odszedł trener, a nie wiadomo, kto przyjdzie za niego. Nie chcę, żeby powtórzyła się taka sytuacja jak w Indy. Są zainteresowane inne drużyny z USL i NASL. Poczekamy, zobaczymy.

- A jakie drużyny są zainteresowane?
- Nasza liga się rozrasta. Dołączają zespoły z Nashville, Las Vegas i Fresno. Część zespołów z NASL przenosi się do nas, do USL. Strasznie dużo się dzieje. Dzisiaj może być tak, a jutro inaczej. Ja będę przede wszystkim szukał takiego klubu, żeby grać.

- Teraz do MLS dołącza Los Angeles FC. Może warto by się tam uśmiechnąć.
- Fajnie by było. Oni mają bardzo dobrego trenera – Boba Bradleya, a z napastników zakontraktowali Carlosa Velę.

- Była taka plotka, że chcą i Boruca ściągnąć?
- Czemu nie Lewandowskiego (śmiech)?

- Myślę, że teraz byłoby im ciężko.
- Ale pod koniec kariery, to kto wie. Może sam będzie chciał przyjechać do Stanów. Z tego, co słyszałem teraz, Chicago Fire chce ściągnąć Błaszczykowskiego. To byłoby bardzo fajne dla całej ligi i dla naszej Polonii. Kiedyś w Firesach grał Tomek Frankowski. Był też Krzysztof Król i jeszcze Piotrek Nowak. Przewinęło trochę Polaków przez ten zespół. Też chciałbym zagrać w Chicago. Dla Polaków i dla siebie. Wychowałem się w tym mieście i czuję się z nim związany.

- A nie wolałbyś zagrać w Polsce?
- Miałem taką szansę. Byłem na testach w Górniku Łęczna. Chętnie bym zagrał w Polsce.

- Jak to było z tymi testami? Nic nie słyszałem.
- W listopadzie minęły trzy lata od tych testów. Górnik sprawdzał bardzo dużo zawodników. Zagraliśmy mecz, już nie pamiętam z kim, i w moim odczuciu zagrałem dobrze. Ale wiesz, w odczuciu trenera mogło to wyglądać inaczej. Cieszę się, że w ogóle spróbowałem.

- A jak w ogóle trafiłeś do Górnika?
- Tomek Drążek, ten trener, który mnie wychował, znał się z Czesławem Michniewiczem. Tak naprawdę nie wiem, czy to on, czy Michniewicz zadzwonił do Łęcznej, ale jestem wdzięczny im obu za to, że dali mi szansę sprawdzić się w Polsce. Może kiedyś tam wrócę. Fajnie byłoby zagrać w kraju, w którym się urodziłem.

rozmawiał Krystian Juźwiak


Like Us on Facebook


Follow Us on Twitter

Couldn't resolve host 'api.twitter.com'

There is no friend in list


HDS EAGLES ACADEMY CALENDAR

 

HDS EAGLES ACADEMY OFFICIAL SPONSORS


Baczynski Masonry Inc
Baczynski Masonry Inc
ecoMetals
Fakro
Las Harwoods
FIMLA Construction
Beata Nowak